czwartek, 22 marca 2012

Ar'ar (Foto)

Z pewnością nie jest to najbardziej reprezentatywne ze wszystkich miejsc w Arabii Saudyjskiej, ale zrobiłem kilka zdjęć, bo jest tu (przynajmniej dla mnie – białego człowieka, który na co dzień przebywa w Rijadzie) szalenie… egzotycznie!


Dziki Wschód?


Marki takie jak Playstation są znane wszędzie - w tle jeden z większych sklepów dla lokalnych "graczy"...


Osobiście za wielbłądami nie przepadam. Tutaj traktowanie je się dość brutalnie. W tle coś, co przypomina wielbłądzi bazar.


i wszędzie pickupy nissana…


Najczęściej spotykany pojazd ciężarowy w tej części świata (niezawodny, praktycznie niezniszczalny i wszędzie dojedzie bez względu na warunki).


Piękna pustynia: Jedno wielkie wysypisko plastikowych butelek, torebek foliowych i opon.


To, jak mniemam, sztuka nowoczesna jest.


Raz na rok, w sąsiadującym na północy Iraku, pada taki taki deszcz, że przez Arar przepływa rzeka. Znudzeni ciągłym odbudowywaniem miasta mieszkańcy postanowili uregulować jej bieg. W tle pusty o tej porze roku kanał przecinający miasto dosłownie w poprzek.

Na koniec kilka przykładów niskiej zabudowy osiedlowej. Wszystkie domy otoczone są murami nierzadko sięgającymi drugiego piętra. Większość domów jest szara, smutna, bez wyrazu – ale zdarzają się też estetyczne rodzynki. Kilka z nich poniżej:





niedziela, 18 marca 2012

Bez wizy do Arabii, panie Lisewski?

Podpytałem kilka osób a Arabii czy słyszeli o panu Lisewskim i jego próbie przepłynięcia Morza Czerwonego na kajcie (proszę o wybaczenie jeśli powinienem użyć innego technicznego określenia do tego sportu – nie znam się na deskach z żaglami). Nikt nic nie słyszał… ciekawe, bo sprawa dość głośna w Polsce. Okazuje się jednak, że nie tutaj. Akcja ratownicza przeszła w mediach bez większego echa. Szum medialny pewnie by był, gdyby mu się udało, bo zgodnie z prawem do Arabii bez wizy raczej się nie da tak po prostu wjechać. Nasza ambasada w Riyadzie dopiero miałaby pełne ręce roboty, gdyby sportowiec chciał spróbować opuścić legalnie ten kraj. Nie mniej widać, że Pan Lisewski niewiele wie o panujących tu zwyczajach (i prawie imigracyjnym), podobnie zresztą jak o GPSie, którego używał…

40 baryłek per capita…

W dzisiejszym wydaniu Arab News przeczytałem ciekawy felieton o problemie, który zauważają niektórzy mieszkańcy kraju, w którym cena litra paliwa wynosi w przeliczeniu 0,16 dolara. Powoli Saudyjczycy zaczynają dostrzegać, że zużycie paliwa per głowa w Arabii Saudyjskiej wynosi ponad 4 razy więcej niż w USA czy Japonii i nie jest to sytuacja do końca normalna w skali światowej. Przytoczona statystyka wspominała o zużyciu 40 baryłek ropy (1 baryłka = prawie 159 litrów) na mieszkańca Arabii na rok, wobec 9,5 baryłek w USA czy 5 w Japonii. Powodów takiego stanu rzeczy jest co najmniej kilka – zaczynając od najbardziej oczywistego, którym jest cena, kończąc na takich tematach jak zupełny brak transportu publicznego czy uzależnienie sektora energetycznego od ropy naftowej (wprawdzie rozpoczęto już planowanie budowy elektrowni jądrowej w SA, ale od planu do wykonania jeszcze daleka droga).

Na dodatek bezlitosna statystyka pokazuje, że wzrost konsumpcji ropy naftowej jest zaskakująco wysoki (o ile dobrze pamiętam, to 0,9 baryłki per capita na rok – zgodnie z artykułem, w innych krajach wzrost jest na poziomie błędu statystycznego). Jednym słowem – korki w dużych miastach są coraz większe i nikt nie myśli o komunikacji zbiorowej z prawdziwego zdarzenia.

Nie wiem czy przyzwyczajonemu do paliwożernych silników V8 społeczeństwu uda się zrozumieć konieczność oszczędzania benzyny. O argumentach z rodzaju „ochrona środowiska” w ogóle nikt nawet nie myśli – w końcu środowiska tutaj nie ma – pustynia pochłania wszystko, co się na niej znajduje. Ciekaw jestem czy temat ten znajdzie jakieś echo w mediach, czy przeminie bez echa, jako kolejny list nadesłany do redakcji pisma czytanego tylko przez obcokrajowców nierozumiejących języka arabskiego ;)

Arar...

W Rijadzie jest ostatnio bardzo wietrznie. Pogoda w kratkę – jak wieje, to znaczy, że lada moment zmieni się temperatura – wprawdzie pula zjawisk atmosferycznych o tej porze roku jest tu dość ograniczona, ale mimo wszystko codziennie daję się zaskoczyć. Albo burza piaskowa, albo gorąco (30 stopni) i sucho, albo zimno, bo nawiany kurz kompletnie zasłonił słońce i momentalnie robi się zimno. Zadziwiające jest, że samoloty startują w taką zakurzoną pogodę bez większych trudności. Dziś miałem okazję przelecieć się do położonej na północy, niedaleko granicy z Irakiem miejscowości Arar. Na lotnisku w Rijadzie bałagan jak zwykle – na bilecie widnieje numer gate-u 36, na tablicy ogłoszeń 32, a samolot zaparkowany jest przy 37. Oczywiście w informacji uparcie twierdzą, że mam się stawić do 36, gdzie trwa już odprawa do innego lotu. Zadziwiające jest, że na wszystkich tablicach ogłoszeniowych informacja o odlotach prezentowana jest w dwóch językach na przemian z… reklamami. Nie wiem czy jest coś bardziej frustrującego od gapienia się w 30 calowy telewizor kineskopowy, na którym przewija się drobnym maczkiem rozmazana lista odlotów – najpierw w języku arabskim (30 sekund), następnie w języku angielskim (10 sekund), a następnie pojawia się reklama lub informacja o lotnisku - w języku arabskim, więc strzelam tylko, że pewnie chodzi o coś w zasadzie autopromocji lotniska.

Wyobraźcie sobie, że spieszycie się na samolot, a zamiast rozkładu jazdy wyświetlają wam reklamę proszku do prania… Paranoja jakaś. Ale udało się. Wyleciałem. Biznes klasą, dla odmiany (oczywiście zdobycie w Arabii Saudyjskiej biletu na lot krajowy z wyprzedzeniem mniejszym niż dwutygodniowe graniczy z cudem, więc podjęto decyzję o locie biznesem…).


Tak wygląda Półwysep Arabski z okna samolotu w trakcie trwania burzy piaskowej… Prawda, że ciekawy widok?

“Panie i panowie, witamy w Arar, czas lokalny to 8:50, temperatura na zewnątrz wynosi 1 stopień Celsjusza” - taki komunikat wygłosiła dziś rano stewardessa. Zdziwienie z mojej było o tyle duże, że jak wróciłem przedwczoraj z Polski do Arabii, zostawiłem w mieszkaniu zarówno zimową kurtkę, jak i czapkę. Duży błąd. Lotnisko w Arar jest tak małe, że port lotniczy w Pyrzowicach przy nim to ogromny port lotniczy (ale jest!). Samolot parkuje pod samym wejściem do terminala odpraw/przypraw(?), odbieramy bagaż, bierzemy samochód, bo nie ma żadnych taksówek i jedziemy pracować... c.d.n.