wtorek, 10 grudnia 2013

Autostrada donikąd

Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wjeżdżacie… taka myśl mi chodzi po głowie od kilku tygodni w kontekście codziennego pokonywania kilkuset kilometrów po saudyjskich autobahnach. Praca zmusiła mnie do dziennego pokonywania trasy z Bahrajnu do oddalonego o prawie 200 km na północ w Arabii Saudyjskiej miasta przemysłowego Jubail. Pamiętam jak przez mgłę moje pierwsze doświadczenia sprzed kilku lat, kiedy pokonywałem tę trasę z sercem na ramieniu przez kilka dni… Teraz jeżdżąc tamtędy codziennie, nabrałem już takiej znieczulicy, że po przyjeździe na miejsce potrzebuję wypić kawę - wcześniej nie potrzebowałem.


...fota z rejestratora przyklejonego do szyby... i tak cała drogę - pobocze szerokości Daewoo Tico, na którym trwa niekończący się wyścig... Za szerokie te pobocza porobili i tyle ;)

Dlaczego?

Wyobraźcie sobie krainę, w której są szerokie na trzy do pięciu pasów autostrady, gdzie paliwo nie kosztuje prawie nic, każdy ma samochód (przeważnie z automatyczną skrzynią biegów), społeczeństwo generalnie cierpi na niedobór wrażeń, gdzie cierpliwość nie występuje jako cecha charakteru… a do tego wszystkiego policja nie ma żadnego autorytetu… i nic nie robi, żeby ten autorytet wymusić poza ustawianiem w przewidywalnych miejscach radarów, widocznych z kilometra.

To właśnie tu. Wszyscy pędzą przed siebie bez zwalniania na jakichkolwiek zwężkach czy podczas dojeżdżania do jadących przed nimi aut. Większość mistrzów prostej wyprzedza poboczem, które nie jest na tyle szerokie, żeby pomieścić cały samochód (często się też urywa lub zawiera inne ciekawostki). Na tych drogach nie ma czegoś takiego jak bezpieczny odstęp… dziś wyprzedzająca mnie ciężarówka z cyklu Ford F150 V8 przywaliła mi w lewe lusterko… Często pędzący grubo ponad 150km/h twardziele siedzą sobie na przysłowiowej "dupie" w odległości kilku zaledwie centymetrów. I długie… światła te służą do "poganiania" albo desperackiego okrzyku: "z ddrrooogggii". Twardziele w rozpędzonych Yarisach na mnie wrażenia już nie robią (ci, którzy siedzą pół metra od zderzaka nawet pewnie nie zdają sobie sprawy, że tych ich "długich" nawet nie widać). Ale jak pacjent tnie 50km/h więcej niż nakazuje rozsądek autem, które waży dwie i pół tony, to takiemu trzeba zjechać, bo nie wiadomo czy wystarczy mu refleksu na wyhamowanie jeśli trafi na upartego, co w porę nie zjedzie.

W ramach dygresji - w drodze mam dużo czasu na analizowanie zachowań różnych kierowców i chcąc nie chcąc zmusza mnie to do rozmyślań o ludzkich słabościach… te wymiany groźnych spojrzeń, te bandyckie zachowania w stylu - wyprzedzę i wyhamuję, martw się - to daje do myślenia i sprawia, że człowiek się zastanawia czy w ogóle warto się tym wszystkim przejmować… Bo co by się stało, gdyby ktoś przytarł albo przywalił - pewnie to samo, co już mi się raz przydarzyło - facet po prostu pojechałby dalej. Mnie ta przygoda nauczyła już tyle, że na Policję nie ma co liczyć, a niezgłoszony wypadek to problem. Duży problem… Nie tylko czasowy (bo na przyjazd policji czeka się całymi godzinami, jeśli w ogóle przyjadą), ale i organizacyjny - cholera wie czyim wujkiem/synem/bratem albo przyjacielem był ten, który spowodował wypadek. I czy przypadkiem nie okaże się, że to twoja wina. Miałem taki śmieszny incydent w Jeddzie, po którym nauczyłem się, że jak przywalą, to trzeba gonić i zrobić zdjęcie, bo inaczej nie ma jak dochodzić swego. A zderzak tylny do Toyoty Corolli to koszt 350SAR.


...większość nawet nie zwalnia - bo co możesz zrobić - musisz ustąpić - tego za tobą nie obchodzi czy masz gdzie czy nie...

Styl jazdy uprawiany tutaj wynikiem skrzyżowaniem jakiegoś niedoboru adrenaliny z brakiem jakiejkolwiek wyobraźni przestrzennej. W ciągu ostatnich 8 dni na tym samym odcinku drogi, w różnych miejscach naliczyłem 11 wypadków… dziś też były dwa - po jednym w każdą stronę. Za każdym razem przejeżdża się przez świeże "szczątki", omijając elementy karoserii, zderzaki i tłuczone szkło. Dziś po dzwonie w stronę Jubail samochód stał pionowo na latarni - jeszcze takiego czegoś nie widziałem… Ale to wszystko powszednieje niestety i - o dziwo - instynkt samozachowawczy powoduje dziczenie odruchów wyuczonych latami na drogach w Europie. Kilka dni temu pewien obywatel UK (wiem, bo wdałem się w rozmowę), przytarł mi na granicy zderzak - powiedział mi, że to moja wina i żebym już dorósł, i przestał za nim jechać (pojechałem za nim aż pod dom, bo skurczybyk po prostu odjechał). Po dłuższym zastanowieniu się wydaje mi się, że facet miał trochę racji, chociaż ja tak naprawdę oczekiwałem od niego ludzkiego "przepraszam".

Zastanawia mnie tylko kto zyskuje na takim stanie rzeczy - selekcja naturalna na ulicy nie obowiązuje, bo tu wygrywa ten, kto ma większy samochód i więcej szczęścia, a przecież te wszystkie wypadki, koszty napraw samochodów, pogrzeby czy opieka medyczna - to wszystko kosztuje gigantyczne pieniądze...