Nie pochwaliłem się publicznie, ale pod koniec ubiegłego roku udało mi się ożenić. Sytuacja o tyle ciekawa, że pomoc w zdobyciu dokumentu uprawniającego do legalnego posiadania dzieci w Krajach Arabskich przyszła z najbardziej nieoczekiwanego miejsca…
Polak Polkę poślubi w każdym miejscu na ziemi gdzie uznaje się istnienie Polski. Najszybciej w polskiej ambasadzie, ale i lokalny urząd nie powinien robić dużych problemów. Jeśli narzeczeni nie są z tego samego kraju, to jest już trudniej. A jeśli jedno z was nie jest z Europy, to trzeba się uzbroić w cierpliwość. Bardzo dużo cierpliwości przez duże C.
Kolejne ambasady rozkładały ręce, mnożyły formalności i prześcigały się w ilości certyfikatów, zaświadczeń i wymaganych do małżeństwa papierów. Polacy ubiegający się o ślub zagranicą dostaną z urzędu "dokument uprawniający do zawarcia związku małżeńskiego za granicą". To taki punkt startowy - pamiętajcie tylko, że taki dokument można uzyskać jedynie bezpośrednio w USC. Jeśli Was nie ma w kraju to… polecam pozyskać go przy okazji wizyty w kraju. Pomoc polskiej ambasady w zdobyciu tego dokumentu to karkołomne zadanie, którego finał może wystąpić w czasie bliskim końca ważności dokumentu uprawniającego do zawarcia związku za granicą… ten jest ważny tylko 3 miesiące. Moja żona dostała w ambasadzie w Bahrajnie dokument dokładnie taki, jaki wymaga prawo kraju, w którym się żenimy. W Warszawie dostała takie pismo po polsku od ręki w ciągu godziny - ot różnica poziomu "usług konsularnych". Ale na niewiele nam się to przydało.
Poślubić nie Polaka w Polsce to nie lada wyzwanie, biorąc pod uwagę 30 dniowy okres oczekiwania pomiędzy złożeniem dokumentów a finalnym "biorę Ciebie za żonę i ślubuję ci…". W obydwu przypadkach wymagana jest też obecność przysięgłego tłumacza. Tego samego! Pół biedy, jeśli w kraju żony oficjalnym językiem urzędowym jest angielski. Jeśli nie, to trzeba też zmusić urzędnika na przymknięcie oka na ten fakt i ubłaganie o nieangażowanie egzotycznego tłumacza. W związku z brakiem tak długich wakacji i bareizmem wylewanym na nas z każdego zakątka urzędowych czeluści - odpuściliśmy. No ale rodzice zawiedzeni… W kraju mojej małżonki było jeszcze zabawniej, bo tłumacze języka polskiego nie występują (i mimo, że taki tłumacz na nic by się nie przydał, to z jakiegoś powodu jest przez prawo tam wymagany). Więc w ogóle drogę poślubienia w kraju ojczystym z żalem odpuściliśmy. No nie da się po prostu.
Są takie miejsca, gdzie ślub można wziąć przy zachowaniu minimum formalności - wymagany jedynie akt urodzenia, formalne oświadczenie o niezamężności i opłata - to wszystko. Jednym z takich miejsc jest Cypr. I z tego co czytałem, to biznes weekendowych małżeństw jest tam całkiem spory. Problemem okazało się zdobycie wizy, bo ambasady Cypru w Bahrajnie nie ma, a podróżowanie do innego kraju tylko w celu wizyty w ambasadzie bez gwarancji, że wszystkie papiery są OK to ryzyko, którego nie chcieliśmy podejmować bez wyczerpania innych opcji (Cypr nie należy do Schengen, przez co ważna jeszcze wiza mojej żony okazała się o kant … stołu potłuc).
Honolulu? - za daleko. Las Vegas - czemu nie - jako ostatnia możliwość. W USA bywam regularnie, oboje z żoną mamy ważne wizy - nie powinno być problemu. Mając ten komfort psychiczny postanowiliśmy spróbować jeszcze jednej rzeczy - z ciekawości zasięgnąć języka odnośnie możliwości wzięcia ślubu w Bahrajnie. Procedura uproszczona do absolutnego minimum - tylko te dokumenty trzeba jakoś mieć… Mój papier z USC zdążył już stracić ważność, o czym przypominała klauzula wypisana wielkimi, drukowanymi literami na szczycie przysięgłego tłumaczenia. Poza tym wszędzie na świecie oczekuje się czegoś, co nazywa się "non marriage certificate", a nie dokumentu uprawniającego do… Technicznie są to dwie różne rzeczy, prawda? Żony tłumaczenia okazały się pomieszane (certyfikat niezamężności był atestowany przez jej ambasadę jako akt urodzenia, a akt urodzenia przetłumaczony jako certyfikat niezamężności). Gdzieś tam naprędce zrobiliśmy badania krwi potwierdzające, że żadne z nas nie ma HPA, HPB czy HIV i z plikiem dokumentów poszliśmy do odpowiednika USC w Bahrajnie. Słaba znajomość języka i różnice kulturowe sprawiła, że nie do końca wytłumaczyliśmy cel naszego pobytu w tamtejszym USC i zamiast tylko zweryfikować dokumenty, dostaliśmy z marszu akt małżeństwa. Na niedokończone lub nie do końca pasujące do realiów dokumenty machnął ręką - w końcu dla tak błahych powodów nie można odmawiać prawa do szczęścia młodej parze! Wytłumaczyliśmy, że Polska nie wydaje takich dokumentów, jakie są wymagane - nie ma problemu. Pokazaliśmy, że dokumenty są odwrotnie zbindowane przez czeski błąd żony ambasady - wszystko w porządku. Ludzie robią błędy!
Pogratulował, podziękował, skasował nas na BD 7.50 i wydrukował oficjalny akt i kopię zawarcia związku małżeńskiego, a później wskazał jeszcze miejsce, w którym możemy wykonać tłumaczenie na język angielski. Od ręki! (za kolejne BD 5)
Przed przekazaniem dokumentu urzędnik wspomniał jeszcze, że jeśli chcę, to starym arabskim zwyczajem w ciągu 7 dni mogę się ubiegać o rozwód bez konsekwencji, czym bardzo naraził się mojej żonie. Ale tak tu jest…
Żona ma już paszport ze zmienionym nazwiskiem - wygląda to komicznie, bo te polskie nazwiska u kobiet w formie męskiej wyglądają sztucznie. Próbujemy teraz czegoś nowego - w jaki sposób polecieć w odwiedziny do teściów w Polsce. Okazuje się, że najprościej jest… kupić teściom bilety do Bahrajnu albo na jakąś inną egzotyczną podróż i tam się z nimi spotkać. Przyjazd do Polski po ślubie może się okazać dla nas wyzwaniem o wiele większym, niż kiedy zaproszenie dla żony wystawiała moja mamuśka (za co Jej niezmiernie dziękuję!). Teraz ja - jako sponsor - muszę żonę zaprosić, a przy okazji przedstawić wyciąg z konta, bilety i ubezpieczenie… (rezerwacja czy ubezpieczenie to nie problem, ale z tym kontem to poza wydrukiem ze strony internetowej niewiele mogę zrobić, bo banki w Arabii takich zleceń nie realizują). Zdam relację jak to się dalej potoczy.
Szczerze, przez myśl nie przeszło mi, że to może być tak trudne do osiągnięcia. Nasi przyjaciele, z których on jest Francuzem, a ona pochodzi z Malawi mieli podobne obawy. Okazało się, że zdobycie wizy Schengen dla niej polegało na wizycie w ambasadzie wraz z mężem i uściśnięciu ręki ambasadora, w końcu jadą w odwiedzić rodzinę, a nie kraść czy zabierać pracę Francuzom... Niby ta sama Europa…
My mielismy podobne problemy. Do tego zalezalo nam na czasie. Wiec polecielismy na tygodniowe wczasy na Antigue i Barbude. Potrzebny byl tylko passport i odrecznie pisane oswiadczenie, ze mozemy legalnie zawrzec zwiazek malzenski. I oplata. Juz nie pamietam ile. Ale drogo nie bylo. Rano zabukowalismy slub. O trzeciej po poludniu pan z sadu przyjechal do hotelu. Poszlismy na plaze. 15 minute i gotowe. Podpisalismy papierek. Nastepnego dnia dostalismy na papierku apostille. Papierek byl po angielsku, wiec potem byle tlumacz przysiegly mogl go przetlumaczyc. Wiz do tego kraju nie potrzebuje nikt. Przynajmniej tak bylo kilka lat temu. Wychodza z zalozenia, ze jesli stac cie aby tam doleciec i masz bilet powrotny to mozesz tam byc. Wycieczke wykupilismy last minute, byla smiesznie tania.
OdpowiedzUsuńA jak wygląda ślub Saudyjczyka z Polką? Czy to wogóle możliwe ?
OdpowiedzUsuńW naszym przypadku wydruk ze strony konta całkowicie wystarczył. Ambasada RP tez niespecjalnie zwracała uwagę na szczegóły i o dziwo miło nas zaskoczyła. Maz i dziecko sa obywatelami UAE, akt małżeństwa ani narodzin nie jest nigdzie w Polsce umiejscowiony ale i tak potraktowano ich jako członków rodziny obywatela państw strefy Schengen. Życzę powodzenia. Magda
OdpowiedzUsuńPracujac poltora roku w Kuwejcie, zapamietalem bardzo mile i bliskie kontakty z polska ambasada (zarowno ambasadorem jak i konsulem). Z tego co pamietam to owa ambasada obsluguje rowniez Bahrajn. Czy cos sie zmienilo? Moze wystarczy skontaktowac sie z nimi bo jezdzili na dyzury raz w miesiacu?) do Manamy. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPS
Czytajac Twojego bloga i Wilbladowego - sam sie nie moge nadziwic, ze kiedys tez potrafilem poddac sie tej biurokracji (ale przyjechalem z karaju nie mniej opieczatkowanego i zbiurokratyzowanego) teraz, po ponad osmiu latach w Belfascie tylko raz, na poczatku, mialem kontakt z urzednikiem Job Office. Zycie potrafi byc proste. Ot.
O ambasadzie w Kuwejcie nie mogę się wypowiedzieć pozytywnie, niestety. Nie udało mi się nigdy tam z polskojęzycznym rozmówcą porozmawiać, a poziom i kwalifikacje administracji lokalnej... hmm... no cóż. Planując pierwszą wizytę w Polsce dwa lata temu moja małżonka została przez telefon zbluzgana za marnowanie czasu (rozmówczyni pomyliła ją z kimś innym, kto widocznie uprzykrzał jej życie i się na żonie mej szanownej wyładowała). Po kilku minutach sam zadzwoniłem - dla mnie pani już była miła. Obowiązuje więc segregacja rasowa lub filtrowanie po akcencie. To był nasz ostatni kontakt z w/w ambasadą. Od tamtej pory wszystkie tematy wizowe organizujemy przez Abu Dhabi.
UsuńA problem polega na tym, że do Kuwejtu cały czas nie tak łatwo się dostać, więc nawet załatwienie wniosku wizowego przez rezydenta Bahrajnu wiąże się z organizowaniem wizy do Kuwejtu (Abu Dhabi nie robi takich problemów). Stąd nie do końca rozumiem aktualną organizację polskich ambasad i ich geograficzne pokrycie...
Celowo pominąłeś kraj pochodzenia żony ;)??
OdpowiedzUsuńjeśli chwilę poszukasz to znajdziesz na tym blogu... a czemu nie wprost - ot żeby zachować jakąś namiastkę prywatności (jedyny Polak ożeniony z XYZ w Bahrajnie - to wiadomo kto...)
UsuńMoja bratowa pochodzi z Azji i brat mówił, że musiała się starać o wizę do Polski, ale nie mówił o takich problemach, tylko że na lotnisku w Polsce staje w kolejce z nią by było szybciej.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się że nie ma większego problemu przy ślubie ludzi różnych narodowości. Wiadomo niektórzy będą sprawdzać czy to faktycznie małżeństwo czy tylko wkręt w celu zdobycia zielonej karty. Gdy już zobaczą że tak nie jest to nie powinni się czepiać :) Powodzenia!
OdpowiedzUsuńMoże ktoś mi podpowie jak zdobyć wizę do Nigerii? Raz już próbowałam, ale konsul stwierdził że narzeczony ma nieuczciwe zamiary wobec mnie
OdpowiedzUsuńUdać po prostu, że jedzie się turystycznie i nie mówić ambasadzie nic o żadnym ślubie. Żadna ambasada nie wesprze małżeństwa ludzi, którzy znają się na odległość. Nawet na to nie licz. Mnie też odmówiono raz wizy do jednego kraju, bo przyznałam się do planów ślubnych i oczywiście wizy nie dostałam. Za półtora roku spróbowałam jeszcze raz tylko udałam, że jadę turystycznie. Minęło już trochę czasu i zupełnie zapomnieli o poprzedniej sprawie i wizę dostałam bez żadnego problemu. Można sobie załatwić lewy papierek np. z nigeryjskiego biura turystycznego, że niby wykupiło się tam wycieczkę, albo coś.
Usuń