…Takie zdanie dziś usłyszałem w kontekście tego, w jaki sposób Saudyjczycy prowadzą samochody. Wyobraźcie sobie, że w anglojęzycznym radiu puszczane są reklamówki (takie 15 sekundowe wsady materiału między blokami programowymi) o tym, w jaki sposób należy zachowywać się w czasie mgły: należy zachować ostrożność, zredukować prędkość lub zjechać na pobocze, włączyć światła przeciwmgłowe (TAK! Dopiero w czasie mgły – większość kierowców jeździ w nocy tylko na przeciwmgłowych (!) – widocznie światła mijania dają za dużo światła po zmroku). „Jazda we mgle jest niebezpieczna – to tak, jakby jechać z zamkniętymi oczami” – słyszymy w radiu. Między piosenkami pojawiają się też groźby o tym, żeby nie wyprzedzać poboczem ani pasem awaryjnym, bo jest to szalenie niebezpieczny manewr… Oczywiście nikt sobie z tego nic nie robi.
Nie bardzo rozumiem tylko kto wpadł na tak szalony pomysł edukacyjny, żeby owe pouczające bloki informacyjne emitować na antenie radia dla przyjezdnych. W końcu Saudyjczycy nie słuchają anglojęzycznych programów radiowych, a dla kierowców z UK czy USA takie rzeczy są względnie oczywiste...
Takiego ładunku agresji, złości, braku cierpliwości i jazdy na krawędzi szaleństwa nie spotkacie chyba w żadnym innym miejscu na świecie. Codziennie pokonuję dystans jednego baku średnio-ekonomicznego auta z napędem na 4 koła i jeszcze mi się nie zdarzyło dojechać do celu bez oglądania świeżego wraku jakiegoś samochodu na tej trasie. Droga piękna, szeroka, gładka jak stół, praktycznie bez żadnych zakrętów. Paliwo kosztuje mniej niż woda. Trzy pasy w każdą stronę. Po prostu raj motoryzacyjny. Ale… cztery samochody mijające się na jednej wysokości to niestety standard. Oficjalny limit 120km/h obowiązuje tylko w dwóch miejscach, w których zaparkowane są auta z wideo rejestratorami. Wyprzedzające się auta mijają się w odległości kilku cm od siebie (dystans mierzony pomiędzy lusterkami). Skupieni na jeździe na wprost Saudyjczycy - bo przecież ghutra skutecznie ogranicza widoczność na boki – potrafią całymi godzinami pędzić na przysłowiowym zderzaku auta poprzedzającego z prędkościami przekraczającymi 150km/h. Faktycznie mówimy o dystansie porównywalnym do odległości, którą zachowujemy w Europie między autami czekając na zmianę świateł na skrzyżowaniu. Mają nerwy chłopaki.
I jeszcze jedno: prawy pas pozostaje przeważnie pusty.
Powiedziano mi, że w latach osiemdziesiątych, kiedy Beduini masowo osiedlali się w Riyadzie, za jednego wielbłąda dawano Toyotę (albo Nissana). Bez prawa jazdy, bez konieczności poznania jakichkolwiek zasad ruchu drogowego. I do tego jeszcze w automacie. W ten sposób nastąpiła ewolucja samochodowa w Arabii Saudyjskiej. Przewaga wielbłądów była taka, że zwierzę było w stanie niejako samo się kontrolować i wybaczać błędy kierowcy. Również prędkość podróżowania była znacznie bezpieczniejsza. Zderzenie dwóch pojazdów kroczących groziło co najwyżej spadnięciem z pojazdu i złamaniem nogi…
niedziela, 22 stycznia 2012
środa, 18 stycznia 2012
Arabski Kibel
Pływalnia. Tak jednym słowem można określić to, co dzieje się w każdej saudyjskiej toalecie. Ze świecą szukać papieru toaletowego (poza wygódkami hotelowymi). We wszystkich ubikacjach znajdziecie prysznic do… odpowiedzcie sobie sami. Dla mnie do dziś zagadką jest, jak ubrany w czystą, białą sutannę facet (dokładnie taką samą jaką noszą nasi polscy księża, ino białą), jest w stanie się załatwić nie zostawiając na sobie kropli wody. Przy tym wszystkim wejście toalety zaraz po Saudyjczyku grozi utonięciem. Nie wiem jak oni to robią. Nigdzie nie znalazłem też opisu czynności przez nich tam wykonywanych - grunt, że kapie nawet z sufitu.
Z tego powodu w większości toalet mieszka sobie taka babcia klozetowa: niewielkich wymiarów imigrant pochodzenia przeważnie zachodnioazjatyckiego płci męskiej. Facet nie ma łatwego życia, bo łazianka jest jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc (w końcu przed każdą modlitwą należy się obmyć). A umywalka jest traktowana przez przedstawicieli tego narodu równie drastycznie, co toaleta. Nie żałują wody…
Z tego powodu w większości toalet mieszka sobie taka babcia klozetowa: niewielkich wymiarów imigrant pochodzenia przeważnie zachodnioazjatyckiego płci męskiej. Facet nie ma łatwego życia, bo łazianka jest jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc (w końcu przed każdą modlitwą należy się obmyć). A umywalka jest traktowana przez przedstawicieli tego narodu równie drastycznie, co toaleta. Nie żałują wody…
sobota, 14 stycznia 2012
Weekend
Nie wszyscy wiedzą, że w większości krajów arabskich weekend przypada na piątek i sobotę. Niestety, nie jest to regułą – i tak w Arabii Saudyjskiej dni wolne od pracy to… czwartek i piątek. Teraz wyobraźcie sobie jak ludzie narzekają w Sobotni poranek – "I hate Saturdays…". Prawda, że dziwne? Jak cały ten kraj.
W Bahrajnie weekend jest bardzo zbliżony formułą do tego, co znamy z Polski – w czwartkowe popołudnie wszyscy kończą pracę kilka h wcześniej, w piątek większość zakładów nie pracuje, natomiast na sobotę nie ma reguły. Ale w tym samym czasie wszystkie punkty usługowe są czynne, tzn. zawsze (nawet w piątek) można iść do restauracji, zatankować samochód, iść do kina (tak - tu kina są) czy zrobić zakupy w hipermarkecie.
Dla mieszkańców Arabii Saudyjskiej natomiast czwartek to taki dzień, kiedy przed południem można jeszcze zrobić zakupy. Później wszystko *kompletnie* wymiera. W zasadzie poza oglądaniem telewizji ten ubogi kulturowo naród nie ma zupełnie nic do roboty. Życie towarzyskie koncentruje się na wycieczkach do bliskich i rodziny, z którymi spędza się cały czwartek i piątek. Samiec bez rodziny może sobie co najwyżej obejrzeć mecz w telewizji lub pójść z innymi samcami na shishę, albo – jeśli ma czas/ochotę/lubi jeździć – pojechać do Bahrajnu, gdzie nie ma już ograniczeń kulturowych znanych z Arabii. Centra handlowe i sklepy wracają do życia w piątek popołudniu (po godzinie 16). Sobota rano to najgorszy dzień tygodnia – korki, praca od 7 rano, nic się nikomu nie chce, typowy polski "poniedziałek".
W Bahrajnie weekend jest bardzo zbliżony formułą do tego, co znamy z Polski – w czwartkowe popołudnie wszyscy kończą pracę kilka h wcześniej, w piątek większość zakładów nie pracuje, natomiast na sobotę nie ma reguły. Ale w tym samym czasie wszystkie punkty usługowe są czynne, tzn. zawsze (nawet w piątek) można iść do restauracji, zatankować samochód, iść do kina (tak - tu kina są) czy zrobić zakupy w hipermarkecie.
Dla mieszkańców Arabii Saudyjskiej natomiast czwartek to taki dzień, kiedy przed południem można jeszcze zrobić zakupy. Później wszystko *kompletnie* wymiera. W zasadzie poza oglądaniem telewizji ten ubogi kulturowo naród nie ma zupełnie nic do roboty. Życie towarzyskie koncentruje się na wycieczkach do bliskich i rodziny, z którymi spędza się cały czwartek i piątek. Samiec bez rodziny może sobie co najwyżej obejrzeć mecz w telewizji lub pójść z innymi samcami na shishę, albo – jeśli ma czas/ochotę/lubi jeździć – pojechać do Bahrajnu, gdzie nie ma już ograniczeń kulturowych znanych z Arabii. Centra handlowe i sklepy wracają do życia w piątek popołudniu (po godzinie 16). Sobota rano to najgorszy dzień tygodnia – korki, praca od 7 rano, nic się nikomu nie chce, typowy polski "poniedziałek".
środa, 11 stycznia 2012
Zakupy online
Zacznijmy od tego, że w Arabii Saudyjskiej nie ma czegoś takiego jak cło importowe. Przynajmniej na towary, które można nabyć za pośrednictwem Internetu zagranicznych portali aukcyjnych. Służba celna zajęta jest bardziej wykrywaniem przemytu alkoholi i narkotyków, niż nakładaniem jakichkolwiek ceł czy podatków.
Raj na ziemi dla urodzonego allegrowicza (ebajowicza) czy każdego amatora zakupów w Stanach. Ale czy na pewno? Niestety ceny paczek sprawiają, że klasyczna przesyłka kurierska (UPS, DHL, FedEX) staje się równie kosztowna jak po zderzeniu z polską izbą celną (ciekawe czy cena ma coś wspólnego z faktem, że tak trudno znaleźć miejsce docelowe w kraju, w którym nie ma adresów). Ponadto często zdarza się, że paczka w ogóle nie dociera, lub jest w środku pusta… Więc życzę zdrowia komukolwiek, kto chciałby reklamować zakupioną na ebaju paczkę, która po 4 tygodniach tułaczki po świecie okazała się niekompletna/pusta/zniszczona etc.
Polecono mi sklep wysyłkowy Expansys. Ceny dość atrakcyjne, mają przedstawicielstwo w wielu krajach, w tym również i na Bliskim Wschodzie (UEA - to ten klaj w którym jest Dubaj) i chwalą się, że paczkę otwiera się przy kurierze, że wszystko można sprawdzić etc... Złożyłem więc zamówienie, otrzymałem numer i czekam. Po 3 dniach przyszło powiadomienie o konieczności zweryfikowania moich danych osobowych, bo adres karty kredytowej nie zgadza się z adresem wysyłki.
Nic dziwnego - polska karta Eurobanku, a adres wysyłki Manama, Bahrain. Jako weryfikacja firma Expansys oferuje jedną z następujących metod:
- Podesłać skan 3 ostatnich rachunków za gaz/prąd etc., z moim nazwiskiem i adresem (widać, że firma z Wielkiej Brytanii, skoro o coś takiego proszą)
- Podesłać skan prawa jazdy zawierającego adres (Prawo Jazdy mam, ale adresu tam chyba nie ma, w każdym razie nie z Bahrajnu a z Arabii Saudyjskiej)
- Wysłać na adres firmy, w której pracuję - zamiast na adres domowy: to też by była opcja, ale administracja biura w Riyadzie lojalnie ostrzegała pracowników, żeby nie próbować, bo sami nie są wstanie ogarnąć panującego tam bałaganu korespondencyjnego i przyznają, że część paczek imiennych z różnych powodów znika…
Konfiguracja niemożliwa - zadzwoniłem więc do Expansys U.K. z zapytaniem co ma zrobić obywatel Polski, posługujący się polską kartą kredytową, pracujący w Arabii i chcący odebrać paczkę w Bahrajnie? Dostałem odpowiedź, żeby zrobić przelew na konto w U.K. wtedy wyślą bez problemu. Ponieważ przelewy zagraniczne z Banków w Arabii to droga przez mękę, a z polskiego konta po niekorzystnym (zwłaszcza ostatnio szalejącym) kursie wymiany walut i prowizjach przy przelewach zagranicznych - podniosłoby to koszty paczki o około 50euro - poprosiłem o anulowanie zamówienia.
Jest za to inna metoda robienia zakupów w USA. Nie bardzo wiem czy używanie nazwy firmy nie byłoby uznawane w kontekście reklamowym - więc powiem tylko, że firma ta oferuje bardzo ciekawą usługę. Zakładają "skrzynkę" pocztową, dostajemy dwa imienne adresy P.O. Box - pierwszy w Stanach (Springfield Gardens, NY), drugi na Wyspach (Colnbrook, Berkshire). Wybrany produkt zamawiamy online, podajemy adres przesyłki i czekamy. Cena takiej usługi jest szalenie konkurencyjna (powiedzmy, że porównywalna z cennikami przesyłek krajowych Poczty Polskiej), a dodatkowo korzystamy z faktu, że większość sprzedawców w USA oferuje przesyłki za darmo (te najwolniejsze). Bez cła, bez bólu głowy, bez konieczności wyjaśniania sprzedawcy, że stolica Arabii Saudyjskiej to nie Dubaj ;)
Raj na ziemi dla urodzonego allegrowicza (ebajowicza) czy każdego amatora zakupów w Stanach. Ale czy na pewno? Niestety ceny paczek sprawiają, że klasyczna przesyłka kurierska (UPS, DHL, FedEX) staje się równie kosztowna jak po zderzeniu z polską izbą celną (ciekawe czy cena ma coś wspólnego z faktem, że tak trudno znaleźć miejsce docelowe w kraju, w którym nie ma adresów). Ponadto często zdarza się, że paczka w ogóle nie dociera, lub jest w środku pusta… Więc życzę zdrowia komukolwiek, kto chciałby reklamować zakupioną na ebaju paczkę, która po 4 tygodniach tułaczki po świecie okazała się niekompletna/pusta/zniszczona etc.
Polecono mi sklep wysyłkowy Expansys. Ceny dość atrakcyjne, mają przedstawicielstwo w wielu krajach, w tym również i na Bliskim Wschodzie (UEA - to ten klaj w którym jest Dubaj) i chwalą się, że paczkę otwiera się przy kurierze, że wszystko można sprawdzić etc... Złożyłem więc zamówienie, otrzymałem numer i czekam. Po 3 dniach przyszło powiadomienie o konieczności zweryfikowania moich danych osobowych, bo adres karty kredytowej nie zgadza się z adresem wysyłki.
Nic dziwnego - polska karta Eurobanku, a adres wysyłki Manama, Bahrain. Jako weryfikacja firma Expansys oferuje jedną z następujących metod:
- Podesłać skan 3 ostatnich rachunków za gaz/prąd etc., z moim nazwiskiem i adresem (widać, że firma z Wielkiej Brytanii, skoro o coś takiego proszą)
- Podesłać skan prawa jazdy zawierającego adres (Prawo Jazdy mam, ale adresu tam chyba nie ma, w każdym razie nie z Bahrajnu a z Arabii Saudyjskiej)
- Wysłać na adres firmy, w której pracuję - zamiast na adres domowy: to też by była opcja, ale administracja biura w Riyadzie lojalnie ostrzegała pracowników, żeby nie próbować, bo sami nie są wstanie ogarnąć panującego tam bałaganu korespondencyjnego i przyznają, że część paczek imiennych z różnych powodów znika…
Konfiguracja niemożliwa - zadzwoniłem więc do Expansys U.K. z zapytaniem co ma zrobić obywatel Polski, posługujący się polską kartą kredytową, pracujący w Arabii i chcący odebrać paczkę w Bahrajnie? Dostałem odpowiedź, żeby zrobić przelew na konto w U.K. wtedy wyślą bez problemu. Ponieważ przelewy zagraniczne z Banków w Arabii to droga przez mękę, a z polskiego konta po niekorzystnym (zwłaszcza ostatnio szalejącym) kursie wymiany walut i prowizjach przy przelewach zagranicznych - podniosłoby to koszty paczki o około 50euro - poprosiłem o anulowanie zamówienia.
Jest za to inna metoda robienia zakupów w USA. Nie bardzo wiem czy używanie nazwy firmy nie byłoby uznawane w kontekście reklamowym - więc powiem tylko, że firma ta oferuje bardzo ciekawą usługę. Zakładają "skrzynkę" pocztową, dostajemy dwa imienne adresy P.O. Box - pierwszy w Stanach (Springfield Gardens, NY), drugi na Wyspach (Colnbrook, Berkshire). Wybrany produkt zamawiamy online, podajemy adres przesyłki i czekamy. Cena takiej usługi jest szalenie konkurencyjna (powiedzmy, że porównywalna z cennikami przesyłek krajowych Poczty Polskiej), a dodatkowo korzystamy z faktu, że większość sprzedawców w USA oferuje przesyłki za darmo (te najwolniejsze). Bez cła, bez bólu głowy, bez konieczności wyjaśniania sprzedawcy, że stolica Arabii Saudyjskiej to nie Dubaj ;)
piątek, 6 stycznia 2012
Prawo jazdy w Arabii Saudyjskiej
Mechanizm nabywania uprawnień do kierowania pojazdem mechanicznym w Arabii Saudyjskiej jest procedurą złożoną z kilku kroków. Po pierwsze trzeba mieć badania lekarskie podstęplowane przez lekarza, szpital i szefa drogówki w danym mieście. Po drugie, należy zdać egzamin lub posiadać uprawnienia zdobyte w kraju innym niż Indie lub Pakistan. Ponieważ bez prawa jazdy w tym kraju ciężko jest żyć, musiałem przejść przez procedurę wyrabiania tegoż dokumentu.
Zgromadzenie wszystkich informacji, pieczątek i robota papierkowa zajęła mi tydzień, w trakcie którego dwa razy odwiedziłem szpital, sześć razy byłem na posterunku lokalnej policji drogowej i (tylko) dwa razy w budynku szkoły jazdy.
Paradoks numer jeden polega na tym, że Polska nie widnieje na liście krajów, których obywatele są zwolnieni z przywileju robienia egzaminu w tymże pustynnym Królestwie. Nie mniej znaczek EU otoczony żółtymi gwiazdkami sprawił, że Pan Policjant obsługujący procedurę wydawania dokumentu zażądał jedynie tłumaczenia prawa jazdy na język arabski. Przetłumaczenie polskiego prawka nie było zadaniem zbyt trudnym – niemający pojęcia o języku polskim tłumacz wypytał mnie o szczegóły, wprowadził w odpowiednie rubryczki, wypełnił wniosek i przybił pieczątkę – wszystko za równowartość około 35 zł.
Z wypełnionym wnioskiem, ważnymi badaniami lekarskimi udałem się po raz kolejny na posterunek, gdzie dowiedziałem się jeszcze o konieczności dokonania opłaty za prawo jazdy. Tutaj paradoks numer 2 – termin ważności prawka zależy od kwoty, jaką zdecydujemy się za nie zapłacić. Można wziąć na 5 lub na 10 lat. Może ten wpis oszczędzi kiedyś komuś godzinę stania w kolejce do okienka bankowego – za prawo jazdy można zapłacić wyłącznie w bankomacie (!) – nie wiem czy wszystkich banków – AlRajhi bank taką usługę oferuję.
Finalnie - dokument wydawany jest „od ręki”. Zdjęcie, które mnie prześladuje we wszystkich dokumentach urzędowych zostało strzelone o 3 nad ranem na lotnisku, kiedy przekraczałem granicę 2 lata temu po raz pierwszy. Nie bardzo jest możliwość wyboru własnej fotki, chociaż do podania o prawo jazdy należy załączyć komplet zdjęć.
Teraz ciekawostka – egzamin na prawo jazdy – nie musiałem , ale gdybym musiał – wygląda mniej więcej tak: po zdaniu egzaminu teoretycznego ze znajomości znaków drogowych (nie przepisów, bo tychże nie ma wcale), kandydat na kierowcę wsiada do zaparkowanej niedaleko Toyoty Camry w wersji „automat”, odpala samochód i robi kółko po placu, parkując dokładnie w miejscu, z którego zaczął manewr odpalania samochodu. Egzamin zaliczony. Nic dziwnego, że Saudyjczycy ludzie nie mają kompletnie pojęcia o tym, co oznaczają te mazaje na drodze (tzn. pasy) albo jak należy prawidłowo siedzieć za kółkiem… No ale nie bardzo można ich też winić, skoro tutaj nie ma ani kursów przygotowawczych, ani przepisów – a prawo jazdy może zrobić każdy, kto osiągnął 18 lat.
Ciekawostka przyrodnicza nr 1: Arabia Saudyjska jest jedynym krajem na świecie, gdzie kobietom nie wolno prowadzić samochodu. Technicznie nie ma żadnych ograniczeń, ale jeszcze nie udało się żadnej kobiecie zdobyć uprawnień… (chociaż walczą).
Ciekawostka przyrodnicza nr 2: Polskie prawo jazdy międzynarodowe uprawnia do kierowania w krajach takich jak Egipt, Kuwejt, Jordania, Bahrajn. „Nie działa” natomiast w Arabii Saudyjskiej. Za to saudyjskie prawo jazdy jest respektowane na całym Bliskim Wschodzie.
UPDATE: Z lekkim niesmakiem dodaję artykuł po polsku z portalu deser.pl... Tłumaczenie notki, która swego czasu pojawiła się w prasie austriackiej, zobaczcie sami:: Dziewice wyginą przez prawo jazdy
Zgromadzenie wszystkich informacji, pieczątek i robota papierkowa zajęła mi tydzień, w trakcie którego dwa razy odwiedziłem szpital, sześć razy byłem na posterunku lokalnej policji drogowej i (tylko) dwa razy w budynku szkoły jazdy.
Paradoks numer jeden polega na tym, że Polska nie widnieje na liście krajów, których obywatele są zwolnieni z przywileju robienia egzaminu w tymże pustynnym Królestwie. Nie mniej znaczek EU otoczony żółtymi gwiazdkami sprawił, że Pan Policjant obsługujący procedurę wydawania dokumentu zażądał jedynie tłumaczenia prawa jazdy na język arabski. Przetłumaczenie polskiego prawka nie było zadaniem zbyt trudnym – niemający pojęcia o języku polskim tłumacz wypytał mnie o szczegóły, wprowadził w odpowiednie rubryczki, wypełnił wniosek i przybił pieczątkę – wszystko za równowartość około 35 zł.
Z wypełnionym wnioskiem, ważnymi badaniami lekarskimi udałem się po raz kolejny na posterunek, gdzie dowiedziałem się jeszcze o konieczności dokonania opłaty za prawo jazdy. Tutaj paradoks numer 2 – termin ważności prawka zależy od kwoty, jaką zdecydujemy się za nie zapłacić. Można wziąć na 5 lub na 10 lat. Może ten wpis oszczędzi kiedyś komuś godzinę stania w kolejce do okienka bankowego – za prawo jazdy można zapłacić wyłącznie w bankomacie (!) – nie wiem czy wszystkich banków – AlRajhi bank taką usługę oferuję.
Finalnie - dokument wydawany jest „od ręki”. Zdjęcie, które mnie prześladuje we wszystkich dokumentach urzędowych zostało strzelone o 3 nad ranem na lotnisku, kiedy przekraczałem granicę 2 lata temu po raz pierwszy. Nie bardzo jest możliwość wyboru własnej fotki, chociaż do podania o prawo jazdy należy załączyć komplet zdjęć.
Teraz ciekawostka – egzamin na prawo jazdy – nie musiałem , ale gdybym musiał – wygląda mniej więcej tak: po zdaniu egzaminu teoretycznego ze znajomości znaków drogowych (nie przepisów, bo tychże nie ma wcale), kandydat na kierowcę wsiada do zaparkowanej niedaleko Toyoty Camry w wersji „automat”, odpala samochód i robi kółko po placu, parkując dokładnie w miejscu, z którego zaczął manewr odpalania samochodu. Egzamin zaliczony. Nic dziwnego, że Saudyjczycy ludzie nie mają kompletnie pojęcia o tym, co oznaczają te mazaje na drodze (tzn. pasy) albo jak należy prawidłowo siedzieć za kółkiem… No ale nie bardzo można ich też winić, skoro tutaj nie ma ani kursów przygotowawczych, ani przepisów – a prawo jazdy może zrobić każdy, kto osiągnął 18 lat.
Ciekawostka przyrodnicza nr 1: Arabia Saudyjska jest jedynym krajem na świecie, gdzie kobietom nie wolno prowadzić samochodu. Technicznie nie ma żadnych ograniczeń, ale jeszcze nie udało się żadnej kobiecie zdobyć uprawnień… (chociaż walczą).
Ciekawostka przyrodnicza nr 2: Polskie prawo jazdy międzynarodowe uprawnia do kierowania w krajach takich jak Egipt, Kuwejt, Jordania, Bahrajn. „Nie działa” natomiast w Arabii Saudyjskiej. Za to saudyjskie prawo jazdy jest respektowane na całym Bliskim Wschodzie.
UPDATE: Z lekkim niesmakiem dodaję artykuł po polsku z portalu deser.pl... Tłumaczenie notki, która swego czasu pojawiła się w prasie austriackiej, zobaczcie sami:: Dziewice wyginą przez prawo jazdy
Sylwester
Szaleństwa zabawy noworocznej już za nami. Od tygodnia wszyscy walczą z nawykiem poprawiania podawanej daty, a w Arabii Saudyjskiej jak gdyby nigdy nic. Dziwny to kraj, w którym ludzie posługują się dwoma kalendarzami, z których w biznesie dominującym jest kalendarz gregoriański, a mimo wszystko nie usłyszycie tutaj głośnego odliczania ani nie zobaczycie fajerwerków z okazji sylwestra. Co ciekawe, sąsiednie kraje arabskie wiwatują aż… żal.
Próbowałem znaleźć online jakikolwiek ślad informacji o innym kraju, w którym nie obchodzi się „sylwestra”. Nie znalazłem. Udało mi się jednak dotrzeć do takiej notki:
Every developed country celebrates January 1 as the New Year to some capacity. Although the New Year of this date is of Roman pagan origin, the spread of the Gregorian calendar and the Christian Era (of which it is now 2011) has resulted in almost every country celebrating January 1 as the beginning of the new worldwide-accepted calendar year.
Jak widać Arabia Saudyjska w myśl tej definicji krajem rozwiniętym nie jest. Islamski kalendarz przekręcił się z 1432 na 1433 w listopadzie ubiegłego roku. Tego dnia również nikt nie świętował.
Próbowałem znaleźć online jakikolwiek ślad informacji o innym kraju, w którym nie obchodzi się „sylwestra”. Nie znalazłem. Udało mi się jednak dotrzeć do takiej notki:
Every developed country celebrates January 1 as the New Year to some capacity. Although the New Year of this date is of Roman pagan origin, the spread of the Gregorian calendar and the Christian Era (of which it is now 2011) has resulted in almost every country celebrating January 1 as the beginning of the new worldwide-accepted calendar year.
Jak widać Arabia Saudyjska w myśl tej definicji krajem rozwiniętym nie jest. Islamski kalendarz przekręcił się z 1432 na 1433 w listopadzie ubiegłego roku. Tego dnia również nikt nie świętował.
Rachunek za telefon
Już wcześniej wspominałem, że kompletnie nie mam pojęcia w jaki sposób następuje rozliczenie mojego rachunku telefonicznego. Poza faktem, że trzeba płacić, nie jestem w stanie dojść do tego ile i za co. Złożyłem wniosek o przesyłanie bilingu drogą elektroniczną. We wniosku zaznaczyłem, że biling ten ma być opisany w języku angielskim - dokładnie tak, jak konfiguracja mojego konta online. Oczywiście dostałem rachunek po arabsku… Pół biedy, jeśli tylko opis produktów jest po arabsku. Ale również daty wykonywanych połączeń - że niby w 1433 roku dzwoniłem…
Kompletnie nie wiem na czym polega benefit posiadania konta typu "postpaid" w Arabii Saudyjskiej. Ponoszę koszty miesięczne w wysokości 400 SAR (około 320zł) tylko za możliwość korzystania z numeru, który i tak wyłączają bez ostrzeżenia jeśli kwota "wydzwonionych" minut przekroczy X (gdzie X to wartość uznaniowa, przyznawana per klient / per staż... ). Koszt minuty jest niewiele (20%) niższy, niż w przypadku usługi prepaid, która nie dość, że funkcjonuje na zupełnie innych zasadach, to w przypadku osiągnięcia zerowego salda nadal umożliwia odbieranie połączeń.
Arabia Saudyjska to telekomunikacyjny kraj trzeciego świata.
Spece od marketingu naszych rodzimych operatorów mogliby czerpać garściami z tego, co praktykuje się w tym kraju - sztukę dezorientacji klienta lokalni sprzedawcy usług telekomunikacyjnych osiągnęli do perfekcji: Mobily oferuje 20 planów taryfowych (słownie: DWADZIEŚCIA) - zarówno pre-, jak i post-paid. Każdy występujący w kilku odmianach, do których można dokupić plan internetowy i dodatkowe usługi typu telewizja mobilna, darmowe minuty, smsy zagraniczne itd… Wnioski wyciągnijcie sami. Źródło: Mobily Postpaid plans.
Na koniec zagadka dla czytelników. Niestety, ale studia inżynierskie nie pozwoliły mi na rozszyfrowanie zasad rozliczenia mojego rachunku. Tutaj potrzebna jest księgowa. Może ktoś pomoże rozwikłać ten skomplikowany problem matematyczny? Skąd się wzięła ta kwota do zapłaty:
Kompletnie nie wiem na czym polega benefit posiadania konta typu "postpaid" w Arabii Saudyjskiej. Ponoszę koszty miesięczne w wysokości 400 SAR (około 320zł) tylko za możliwość korzystania z numeru, który i tak wyłączają bez ostrzeżenia jeśli kwota "wydzwonionych" minut przekroczy X (gdzie X to wartość uznaniowa, przyznawana per klient / per staż... ). Koszt minuty jest niewiele (20%) niższy, niż w przypadku usługi prepaid, która nie dość, że funkcjonuje na zupełnie innych zasadach, to w przypadku osiągnięcia zerowego salda nadal umożliwia odbieranie połączeń.
Arabia Saudyjska to telekomunikacyjny kraj trzeciego świata.
Spece od marketingu naszych rodzimych operatorów mogliby czerpać garściami z tego, co praktykuje się w tym kraju - sztukę dezorientacji klienta lokalni sprzedawcy usług telekomunikacyjnych osiągnęli do perfekcji: Mobily oferuje 20 planów taryfowych (słownie: DWADZIEŚCIA) - zarówno pre-, jak i post-paid. Każdy występujący w kilku odmianach, do których można dokupić plan internetowy i dodatkowe usługi typu telewizja mobilna, darmowe minuty, smsy zagraniczne itd… Wnioski wyciągnijcie sami. Źródło: Mobily Postpaid plans.
Na koniec zagadka dla czytelników. Niestety, ale studia inżynierskie nie pozwoliły mi na rozszyfrowanie zasad rozliczenia mojego rachunku. Tutaj potrzebna jest księgowa. Może ktoś pomoże rozwikłać ten skomplikowany problem matematyczny? Skąd się wzięła ta kwota do zapłaty:
poniedziałek, 2 stycznia 2012
Rozrywka w Arabii Saudyjskiej
Już sam fakt poruszenia przeze mnie tego może zasugerować pewne problemy natury rozrywkowej w tym kraju. Dojrzały samiec po pracy może się rozerwać w następujący sposób: zasiąść na kanapie przed telewizorem oglądając mecz, popijając sok pomarańczowy (względnie jabłkowy, czy też bezalkoholowego holstena, co by poczuć się jak samiec stereotypowy) lub udać się 30 km za miasto do jednej z wielu "miejscówek" - bo ciężko to nazwać restauracją - celem oddania się nałogowi palenia Shishy, czyli fajki wodnej. Para samców może udać się do kafeterii celem spożycia trunku utrudniającego zaśnięcie i debatować do późnej nocy. Tubylcy do rozrywek zaliczają jeszcze jedzenie oraz robienie zakupów. O ile kuchnia arabska jest moim skromnym zdaniem fantastyczna i zasługuje na osobny post, to robienie zakupów zawsze było dla mnie bardziej koniecznością niż rozrywką, więc skupię się na wspomnianej wcześniej "Sziszy"…
W stolicy Arabii nie znajdziecie restauracji, w których można palić faję (należy wyjechać kawałek za miasto), chociaż palenie papierosów jest dozwolone praktycznie wszędzie. Za to w Jeddah czy Al Khobar barów i restauracji oferujących Shishę jest naprawdę sporo. Do wyboru mamy mnóstwo smaków i odmian: z lodem i bez, świeże i "suche", truskawkowe, miętowe, jabłkowe, winogronowe… - I powiem uczciwie, że spełnia to rolę podobną do picia piwa ze znajomymi w lokalu - rozwiązuje język, rozluźnia mięśnie twarzy odpowiedzialne za uśmiech, poprawia samopoczucie… tylko po wieczorze spędzonym z fają w ustach nawet buty nabierają aromatu tytoniu zmieszanego z jabłkiem i truskawką…
Fotka zapożyczona z bloga http://migratingme.wordpress.com/
Kin, muzeów, parków, tutaj nie ma, a do barów i knajp udajemy się w męskim towarzystwie i liczymy na to, że akurat nie będzie to "prayer time", co by nie stać jak kołek pod drzwiami czekając aż otworzą...
BTW. Przebywający tutaj niedawno kolega z Amsterdamu opublikował na fejsbuku zdjęcie, na którym dzielnie walczy z fajką w barze. Fotka wywołała lawinę komentarzy (głównie po holendersku), z których większość sprowadzała się do czegoś w rodzaju: "...a podobno w Arabii nie ma nawet piwa!”.
W stolicy Arabii nie znajdziecie restauracji, w których można palić faję (należy wyjechać kawałek za miasto), chociaż palenie papierosów jest dozwolone praktycznie wszędzie. Za to w Jeddah czy Al Khobar barów i restauracji oferujących Shishę jest naprawdę sporo. Do wyboru mamy mnóstwo smaków i odmian: z lodem i bez, świeże i "suche", truskawkowe, miętowe, jabłkowe, winogronowe… - I powiem uczciwie, że spełnia to rolę podobną do picia piwa ze znajomymi w lokalu - rozwiązuje język, rozluźnia mięśnie twarzy odpowiedzialne za uśmiech, poprawia samopoczucie… tylko po wieczorze spędzonym z fają w ustach nawet buty nabierają aromatu tytoniu zmieszanego z jabłkiem i truskawką…
Fotka zapożyczona z bloga http://migratingme.wordpress.com/
Kin, muzeów, parków, tutaj nie ma, a do barów i knajp udajemy się w męskim towarzystwie i liczymy na to, że akurat nie będzie to "prayer time", co by nie stać jak kołek pod drzwiami czekając aż otworzą...
BTW. Przebywający tutaj niedawno kolega z Amsterdamu opublikował na fejsbuku zdjęcie, na którym dzielnie walczy z fajką w barze. Fotka wywołała lawinę komentarzy (głównie po holendersku), z których większość sprowadzała się do czegoś w rodzaju: "...a podobno w Arabii nie ma nawet piwa!”.
Subskrybuj:
Posty (Atom)