sobota, 28 kwietnia 2012

Bahrain Foto

Kilka zdjęć zrobionych z dachu Al Fateh tower w ubiegły weekend, podczas basenowych relaksów, w przerwie pomiędzy wyścigami F1:





Widok na dzielnicę dyplomatyczną, północna część Manamy

czwartek, 26 kwietnia 2012

Sklepy z alkoholem

Całe szczęście Arabia Saudyjska to jedyny (?) kraj na Bliskim Wschodzie, gdzie panują restrykcje w zakresie zakupu czy konsumpcji alkoholu. O ile w tygodniu skupiony na pracy (Sic!) Saudyjczyk o alkoholowych przygodach raczej nie rozmyśla, o tyle w weekend można już zapomnieć o wyznaniu, przekonaniach religijnych, obowiązkach i… jechać się napić.

(bardzo przepraszam, jeśli powyższa wypowiedź obraża czyjeś przekonania, ale prosiliście mnie w komentarzach o podjęcie próby zrozumienia kultury tutaj panującej – tak więc rozumiem, że człowiek, bez względu na wyznanie czy przekonania, pokusom ulega – zupełnie nie przekonuje mnie natomiast hipokryzja, która się wokół tego problemu rozwija – i chyba nie chcę zrozumieć… - ten specyficzny stan równowagi pomiędzy zakazami w Arabii Saudyjskiej a przywilejami dostępnymi dla Saudyjczyków w Bahrajnie jest chyba wszystkim na rękę).



W Bahrajnie alkohol można kupić w kilku (sporych) sklepach, w zasadzie hurtowniach alkoholowych. W odróżnieniu od Dubaju czy Kataru, nie potrzeba mieć specjalnego pozwolenia na spożycie (tzn. być licencjonowanym alkoholikiem). Tutaj może każdy. Polecam jednak zakupy robić o bardziej rozsądnej porze niż w czwartkowy wieczór, kiedy kolejka chętnych do spożycia mieszkańców (i alko-turystów) jest tak długa, że na wejście do sklepu trzeba czekać po kilkanaście minut.

W ciągu dnia nie ma problemu. Produkt alkoholowy, choć drogi, jest tutaj ogólnodostępny dla każdego, kto wygląda na starszego niż 18 lat. Ciekawostka, że butelka wyniesiona ze sklepu opakowana musi być w czarną, nieprześwitującą torbę foliową – ot, żeby nie było widać co jest w środku. Torba ta jest na tyle charakterystyczna, że nie pozostawia złudzeń. Wszyscy wiedzą co jest w środku…

PS. W Bahrajnie nie brakuje klimatycznych miejsc, barów i restauracji, w których do ciekawie przyrządzonych dań można zażyczyć sobie praktycznie każdy znany ludziom trunek.

PS2. Pozdrowienia dla Polonii w Bahrajnie - "dzieci niczyich", jak usłyszałem (nie wiedziałem, że jest nas aż tyle).

F1 w Bahrajnie (II)

To był szalony tydzień. Zaczęło się od przyjazdu M. i okolicznościowej imprezy. Pierwszy toast za to, że odprawa na lotnisku nie zajęła nawet 10 minut (dla odmiany, bo w ubiegłym roku M spędził ponad 20 godzin na lotnisku, czekając na przeprocesowanie się wizy w systemie imigracyjnym).



Przygotowania do Formuły 1 były na ustach wszystkich w Bahrajnie przez ostatnich kilka miesięcy. Do ostatnich chwil środowiska antyrządowe nawoływały do bojkotu imprezy. W mediach pojawiały się nawet wypowiedzi niechętnych do przyjazdu kierowców F1.

Praktycznie na każdym dużym skrzyżowaniu widać było białe tabliczki, na których od 2 tygodni ktoś podmieniał numerki z ilością dni pozostałych do rozpoczęcia się imprezy. Z centrum miasta jak i z okolic lotniska zniknęły wszystkie punkty kontroli pojazdów, zorganizowane na szybko zaraz po ubiegłorocznych zamieszkach. W mieście było zupełnie spokojnie. Z punktu widzenia zwykłego kibica, który nie błądził nigdzie poza oficjalnymi duktami drogowymi – zero problemów. Niestety, tu i ówdzie było widać palące się opony (Sitra, Riffa). W piątek wieczorem, w okolicy bazy wojskowej USA ktoś porzucił samochód z podejrzanym pakunkiem korkując na moment najbardziej amerykańską (i imprezową) część wyspy - Juffair. Czuć było pewnego rodzaju napięcie, ale siły porządkowe nie dopuściły do tego, żeby cokolwiek zakłóciło wyścigi.



Cała impreza zorganizowana była wzorowo. Nigdzie nie trzeba było na nic czekać, wszystko było perfekcyjnie oznakowane, kolejek do toalet brak. Kontrola wjeżdżających aut nie powodowała nieskończonych zatorów drogowych, a przejście przez iście lotniskową kontrolę bagażu „podręcznego” zajmowało niecałe 5 minut. Na trybuny nie wolno było wnosić butelek, toteż wszyscy musieli nosić wodę w plastikowych kubkach – co w połączeniu z tłumem i wąskimi przejściami między plastikowymi krzesełkami powodowało, że co chwilę ktoś miał zimny prysznic… Na terenie kompleksu wyściowego czuć było jedynie atmosferę sportowej rywalizacji. I nie przeszkodził nawet deszcz padający na godzinę przed finałami F1 w niedzielę.


Zdjęcie zapożyczone od koleżanki J. z FB :)

Kulminacyjnym punktem show przedwyścigowego jest przelot samolotu Gulf Air (o ile się nie mylę to A330, ale pewnie F. mnie za chwilę poprawi) tuż nad głowami kibiców. Wrażenie jest o tyle niesamowite, że w chwili, kiedy samolot powoli zbliża się do trybun wszyscy milkną i przez krótką chwilę nie słychać niczego, poza mrukiem zbliżających się silników odrzutowych.





Polski akcent na zawodach to uczestnictwo naszego zespołu Verva Racing Team startującego w Porsche Cup.





To tyle z wrażeń torowych. Ale nie tylko na torze było gorąco. Piątek, sobota i niedziela upłynęły pod znakiem niezliczonych imprez towarzyskich w Manamie. Junior Jack w Coral Bay, Fashion TV Show w Bushido, DJ Tamara Sky w Klub360 czy finałowa impreza Hedkandi (jeszcze raz Coral Bay) to tylko niektóre z głośnych eventów, które wieczorami dostarczały rozrywki turystom.

W dwóch słowach – Brawo Bahrajn!. Udało się zorganizować bardzo dobrą i chyba najczęściej komentowaną w mediach imprezę międzynarodową, z Formułą 1 w tle. Nie oznacza to jeszcze, że Bahrajn wyszedł na prostą i zaczął funkcjonować jak dawniej – ale wydaje się, że wszystko jest już na dobrej drodze żeby ten mały kraj zaczął odrabiać straty i przyciągać turystów / inwestorów / pracowników z całego świata...

niedziela, 15 kwietnia 2012

F1 w Bahrajnie

Już za kilka dni rozpocznie się szał samochodowych igrzysk w najmniejszym państwie na Bliskim Wschodzie. Na każdym kroku widać logo UNIF1ED. Królestwo za wszelką cenę chce pokazać światu, że wszystko tam u nich jest w porządku. Ilość imprez towarzyszących przyprawia o zawrót głowy, tym bardziej nie mogę się doczekać nadchodzącego weekendu. Obywatele Europy pragnący przyjechać do Bahrajnu na ten weekend muszą posiadać ze sobą ważny bilet wstępu F1 – na jego podstawie dostają wizję wjazdową. Polski to niestety nie dotyczy (w sumie w Europie jesteśmy od niedawna). Polacy muszą mieć lokalnego sponsora albo rezydenturę w jednym z krajów GCC (Gulf Cooperation Council) żeby móc wjechać.


http://www.bahraingp.com/Pages/default.aspx

Ktoś się wybiera?

sobota, 14 kwietnia 2012

Dlaczego on tak marudzi...

Koniec końców musiałem spędzić na lotnisku trochę czasu to... pomarudzę.

Arabia Saudyjska to kraj ogromnych możliwości o praktycznie nieograniczonym (finansowo) potencjale rozwoju. Dziwi więc fakt, że w pewnych dziedzinach poziom życia jest niższy niż w najbiedniejszych krajach afrykańskich. Na lotnisku w Akrze (nie wiem czy poprawnie odmieniłem nazwę stolicy Ghany) w przypadku opóźnienia lotu obsługa proponuje jakąś rekompensatę, chociażby w formie zimnego napoju. W Rijadzie w obliczu katastrofy pogodowej informowani jesteśmy, że za "30 minutes" odbędzie się boarding.

Oczywiście boarding nie nastąpił, a ilość pasażerów z każdą godziną rosła, a wszystkie tablice informacyjne wyświetlały komunikaty o planowanych odlotach jakby nic specjalnego się nie działo.

Marudzę? Pewnie tak, ale tylko dlatego, że jest to ogromne lotnisko, które rządzi się dokładnie tymi samymi prawami, co każda inna saudyjska instytucja, czyli w skrócie: "a co mnie to obchodzi". Lotu nie było. Informacji też nie. W pewnym momencie na tablicy ogłoszeń pojawiła się informacja o tym, że mój lot... odleciał. Chłopaki z centrum informacji pracowali tego wieczoru całkiem prężnie (dwóch niewysokich Saudyjczyków kontra kilka tysięcy sfrustrowanych pasażerów, którzy w obliczu dezorientujących informacji musieli się kogoś spytać "co dalej?"), jednak i tak na informację trzeba było czekać w dzikim tłumie około 10 minut... Wykonanie połączenia z komórki graniczyło wieczorem z cudem. O Internecie nawet nie wspominam...


Mój lot "odleciał" 20 minut temu... inne loty są "on time"

Swoją drogą - nawet nie zdajecie sobie sprawy jak irytujące jest oglądanie tablicy ogłoszeń, która co 5 sekund pokazuje zdjęcie lotniska zamiast rozkładu...

I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Pasażerów traktuje się tutaj jak bydło. W obliczu braku jakiejkolwiek konkurencji w transporcie samolotowym nie ma potrzeby wychodzić frontem do klienta. Przecież i tak wróci (wyjścia za bardzo nie ma). Arabię Saudyjską stać na zorganizowanie lotniska na światowym poziomie. Budują największe na świecie uniwersytety, stadiony i centra finansowe z niespotykanym w żadnym innym miejscu rozmachem (o tym niedługo), a usługi lotniskowe świadczone są na poziomie tak niskim, że po prostu brak słów.

Lotniskowe przemyślenia

Tym razem wywnętrzę się z okazji oczekiwania na lotnisku w Rijadzie. Kilka wolnych chwil zawdzięczam fatalnym warunkom atmosferycznym, które objawiły się czymś w rodzaju burzy piaskowej skrzyżowanej z deszczem. Port lotniczy aż kipi od niecierpliwych, oczekujących na samolot pasażerów. Informacji oczywiście brak. Telewizory wyświetlające godziny odlotów pokazują czarno na białym - "ON TIME" przy wszystkich lotach. Problem w tym, że powoli zaczyna tutaj brakować miejsca do siedzenia. Ciekaw jestem czy sytuacja się poprawi, czy będę musiał tutaj spędzić noc.

Z Waszych komentarzy wynika, że kształtuję obraz Arabii Saudyjskiej jako kraju zamkniętego, nieprzyjaznego, czasem groźnego. To nie jest tak do końca... tak. Saudyjczycy z jakiegoś dziwnego powodu mają spory respekt do mieszkańców Europy czy USA. Przejawia się to w wielu miejscach. Przez tych kilka spędzony tutaj lat nigdy nie zdarzyło mi się być "zaczepionym" przez słynną policję religijną. Tak naprawdę to nie przypominam sobie, żebym przedstawicieli tej profesji widział gdzieś indziej niż tylko na zdjęciach w Internecie. Wprawdzie niczyich uczuć religijnych nie obrażam, nie wdaję się w dyskusje o podłożu religijnym ani nie noszę "krzyżyka", ale jakoś nie wyobrażam sobie żeby posiadacz biznesowej wizy w Arabii Saudyjskiej mógł mieć jakiekolwiek problemy z tytułu bycia "niewierzącym". W najgorszym razie a jakieś bardzo nieszczęśliwe faux pass taki osobnik zostałby upomniany. Tak przynajmniej to wygląda z mojego punktu widzenia.

Tymczasem odliczam dni do końca mojego kontraktu, bo nie zniosę kolejnych Świąt Wielkanocnych z dala od domu, z dala od rodziny, siedząc w pracy, bez możliwości spróbowania świątecznego mazurka...

czwartek, 5 kwietnia 2012

O co chodzi z tymi numerami na szybach?

Korzystając z chwili spokoju (!) czekając na wyjazd z parkingu pod lotniskiem w Rijadzie, opisze o co chodziło w zagadce dla spostrzegawczych.

Numer na szybie to PIN komunikatora BlackBerry (bardzo ładnie ktoś zauważył w komentarzach – to taki numer gadu-gadu, pozwalający na przesyłanie krótkich wiadomości tekstowych do innych użytkowników telefonu Blackberry z aktywną usługą „chat”) – ot, bardziej wyrafinowana i modniejsza forma wysyłania wiadomości SMS. System jest o tyle fajny, że nadawca jak i odbiorca, wymieniwszy się numerem PIN, pozostają praktycznie anonimowi…

I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Coś, co dla wychowanych w kulturze Zachodu ludzi jest normalne, tutaj urasta do rangi problemu. Młody, zdrowy Saudyjczyk nie ma możliwości podejść do spotkanej na ulicy dziewczyny i wyciągnąć jej na randkę (abstrahując od kwestii tego, że nie bardzo by było gdzie iść, to kultura po prostu nie zna takiej procedury zawierania znajomości). Nie ma też możliwości poproszenia spotkanej kobiety o numer telefonu. Bez wnikania w uwarunkowania kulturowe napiszę tylko, że rodzina dziewczyny mogłaby mieć coś przeciwko takiemu stanu rzeczy.

Dlaczego więc młodzi Saudyjczycy tatuują sobie prawą szybę numerem Blackberry? Odpowiedź znajdziecie pod wejściami centów handlowych. Dzieją się tam ciekawe sceny. Grupy młodych kobiet, w oczekiwaniu na taksówkę/mężów/braci (generalnie samochód, który podjedzie, żeby je „zgarnąć” – towarzyszy temu przy tym rytuał ekspozycji auta na podjeździe każdego centrum), całkiem przypadkowo narażone zostają na kontakt z przejeżdżającym powoli „oznakowanym” pojazdem. Co się dzieje dalej i czy taka metoda „podrywu” w ogóle działa – nie wiem. Nie raz byłem świadkiem takiej sytuacji – niedowiarków zapraszam w każdy weekend na czerwony dywan pod centrum Faisailiah… Ilość aut turlających się przez wjazd do centrum handlowego w godzinach nocnego szczytu jest kosmiczna. Korek jest gigantyczny. I tylko jeden na cztery samochody (na oko) faktycznie kogoś zabiera. Reszta potęguje tłum.

Teraz już wiecie, dlaczego ginąca marka BB tak szybko nie zniknie z rynku Arabii Saudyjskiej. Nawet dziś, w dobie iPhone-a, większość kawalerów posiada dwa telefony, z których drugi to poczciwe BB.

Z innych form podrywu Saudi-Style można wymienić sposób na Bluetooth. Jeśli wasz telefon pozwala się „parować” w celu komunikacji (Nokia lub znów Blackberry), to włączcie Bluetootha i przejdźcie się pomiędzy półkami sklepu z książkami czy innym podobnym spokojnym miejscu (np. Jarir Bookstore lub spokojnie usiądźcie sobie w części fastfoodowej pierwszego napotkanego centrum handlowego). W życiu nie widziałem na wyświetlaczu telefonu komórkowego tylu aktywnych urządzeń Bluetooth nagromadzonych w jednym miejscu!

wtorek, 3 kwietnia 2012

Just Do It tomorrow

W nawiązaniu do Insha'Allah – widać i mieszkańcy Arabii dostrzegają pewien problem i starają się podejść do sprawy z humorem:

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Zagadka dla spostrzegawczych

Pytanie do znawców kultury arabskiej – czy wiecie co to za magiczny numer (a w zasadzie ciąg znaków) widnieje na bocznej szybie tego auta? I jaki błąd taktyczny popełnił kierowca nie naklejając tego od strony pasażera?



Dorzućcie swoje pomysły w komentarzach – może ktoś wpadnie. Za kilka dni opiszę temat szerzej.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Śmietnik

Temat długi jak rzeka i już kilkakrotnie przeze mnie poruszany. Ale wciąż nie mogę nad tym przejść do porządku dziennego. Siedzę sobie na lotnisku w Rijadzie rozmyślając co mnie dziś ciekawego spotka. Port lotniczy jest jednym z tych niewielu miejsc, gdzie naprawdę nie trzeba bardzo się starać, żeby zlokalizować kosz na śmieci. Obok mnie zasiada mieszkaniec Królestwa w stroju tradycyjnym. W dłoni ma kawę i kilka saszetek cukru. Po chwili rozdarte saszetki (nie do końca opróżnione) lądują na podłodze. Jegomość zrobił to tak dyskretnie, że nawet nie zauważyłem kiedy rozdarte papierowe opakowania spadły na ziemię. Równie dyskretnie zrobiłem mu więc fotkę i przeszedłem do obserwacji. Bezczelnie, patrząc się na niego, to na podłogę.

Zauważyłem jednak, że jegomość poczuł się tym gestem mocno skrępowany. Jakby było mu wstyd. Zacząłem mu się więc bacznie przyglądać, wzbudzając jednocześnie jego niepokój. Szybko dokończył kawę i pusty kartonowy kubek odstawił szybko na podłodze na wysokości pięty. Kątem oka zauważyłem, jak delikatnie wsunął lewą nogą papierowy kubek pod siedzenie patrząc się jednocześnie w sufit! Następnie wstał i powędrował w stronę żony i dizeciaka, bawiących się osobno po drugiej stronie poczekalni. Tyle zachodu, tyle ukrytego wstydu żeby „tylko” naśmiecić…

Kilka minut później przyszedł chłopak sprzątający (na oko obywatel Pakistanu lub Indii) i pozbierał papierki, nagimnastykował się przy tym żeby wyciągnąć kubek po kawie spod fotela w poczekalni.

Do dziś mnie ciary przechodzą jak widzę uchylające się okno w samochodzie i wyrzucane papierki po snickersie czy puszkę po 7up. I patrząc na okolicę wydaje mi się, że jestem jedyną osobą, na której robi to jakiekolwiek wrażenie.