wtorek, 28 maja 2013

It's more fun in the Philippines (part II)

Dzień zaczął się bardzo wcześnie - musieliśmy zebrać się jeszcze przed wschodem słońca, żeby zdążyć na samolot w oddalonym o ponad 100km mieście Naga. Pobudka, pakowanie, podróż zamówioną wcześniej taksówką do portu w Caramoan - załadunek na małą (szybszą tym razem) łódkę i 2 godziny przy dźwiękach diesela kołysząc się na fali zatoki Lagonoy. Wschód słońca był po prostu obłędny:



Kolejna godzina w ciasnym busie i byliśmy na lotnisku. Na miejscu dowiedzieliśmy się, że lot do Manili będzie chwilę opóźniony, ale to nie problem, bo nasze połączenie do Boracay zostało odwołane. Z uśmiechem na ustach czekaliśmy na żółty samolot Cebu Pacific. W Manili zaczęły się schody - samolotu nie ma, następny dopiero za dwa dni, w ogóle to o nas zapomnieli. Żona zrobiła straszny raban. W ich języku. Hala odlotów lotniska krajowego w Manili jest wielka, głośna, zatłoczona i nieklimatyzowana, toteż o awanturę nie trudno.

Po pół godzinie negocjacji udało się załatwić połączenie do oddalonego o 1,5 godziny taksówką od Boracay lotniska Kalibo. Plus cztery vouchery na bilety krajowe w ramach rekompensaty za stracony dzień cennych wakacji!

Do hotelu dotarliśmy późnym wieczorem. Nie było już ani czasu, ani sił na zwiedzanie plaży. Plaża była rano - po śniadaniu.



I nie wiem co jeszcze mogę dodać - piękny, biały piasek (za którego wywożenie grozi kara więzienia!), czyste niebo, trzy kilometry czystej plaży i pełno turystów. Każdy hotel ma wydzielony swój kawałek plaży. Niezliczona ilość restauracji, barów, sklepów i ośrodków turystycznych oferujących wszystkie znane ludzkości aktywności rekreacyjne - od quadów, przez wycieczki motorówkami, skutery wodne, kitesurfing, bungee… a dla spragnionych ciszy - cień Cocos nucifera na leżaku i dobra książka.

Oceńcie sami:











Raj na ziemi? Polecam, bo warto. Pogoda gwarantowana, ludzie uśmiechnięci (choć nie na leży przesadzać z zaufaniem i mieć na oku swój dobytek). Szkoda tylko, że tak strasznie daleko tam jest (GMT+8).

4 komentarze:

  1. Raj, dla turysow na pewno raj. Cudnie tam, chcialabym kiedys pojechac.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze mnie urzeka kolor morza, różny w zależności od pory dnia. Niestety przeszkadzają mi tłumy turystów, gwar, dlatego wybieram cichsze miejsca. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bajkowo... może kiedyś...
    Ale przez Twoje zdjęcia nie mogę się już doczekać swoich wakacji ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde narobiles nam tym wpisem apetytu na Boracay! Tym bardziej, ze po sprawdzeniu okazalo sie, ze do Manili mamy 2.5 godz. lotu a potem 1 godz. do Caticlan. Moze jesienia bo teraz w planach Singapur.

    OdpowiedzUsuń